poniedziałek, 15 września 2008

The Strangers

No musiałem o tym filmie napisać, chociaż tak chwilowo z Polagry - jak to miło, że wymyślono te wszystkie bluconnecty i iplusy. The Strangers, po naszemu Nieznajomi, to nowy film w klimatach uwielbianych przeze mnie horrorów w stylu Teksańskiej Masakry Piłą Łańcuchową czy Domu 1000 ciał. To debiut reżysera Bryana Bertino i to debiut całkiem udany. Jak wynika z powyższego film mi się podobał, momentami nawet bardzo, chociaż nieporadność jak to zwykle bywa, zachowania głównego bohatera Jamesa (w tej roli Scott Speedman) bywaja denerwująca. O wiele lepiej w realności zachowań i naturalności na ekranie wypada Kristen, czyli Liv Tyler - aktorka pierwszej klasy, więc dziwić się nie ma czemu.

Film jest całkiem zgrabnie zmontowany, wstęp nie trwa zbyt długo i dreszczyk czujemy już po kilku minutach. Próbę namiętnego seksu o 4 nad ranem przerywa pukanie do drzwi. Młoda dziewczyna pyta czy jest w domu Tamara - patrząc na finał, może lepiej było powiedzieć, że Tamara jest, tylko bierze prysznic :) Oczywiście, niczego nieświadomi bohaterowie odpowiadają, że to pomyłka. Co się dzieje dalej, można wywnioskować z trailera, a finał w miarę przewidywalny, świetnie wpisuje się w konwencję tego typu kina.

Na uwagę zasługują szwarc charaktery - i może 5 lat temu stwierdziłbym, że to bajka, ale teraz, kiedy wiemy o tatku z Austrii i tatku z naszej rodzimej Polski, a także o tym zjebie co zaszlachtował trójkę swoich dzieci, cóż, mówię to w pełni świadomie, historia opowiedziana w tym filmie może być jak najbardziej prawdziwa. No to teraz Was zaskoczę - ta historia jest prawdziwa, bo została oparta na przypadkach zbrodni Charlesa Mansona z 1969 (Liv Tyler czołga się w ogrodzie jak Anne Folger), morderstwie z Kalifornii z 1981 roku (tzw. sprawa Keddie), czy przypadku rodzinnego mordu Jeffreya R. MacDonalda

Polecam, bo dobrych thrillerów jakoś ostatnio mało.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

To ja sobie pozwolę się nie zgodzić ;> Dla mnie to takie popłuczyny po Funny games Michaela Hanekego. I nie bardzo wiem, po co jeszcze jeden taki film, szczególnie, że Haneke nakręcił nawet amerykańską wersję swojej wcześniejszej produkcji.

Pozdrawiam,

TOMO pisze...

Funny Games to chyba trochę inny film, Strangers mają zapewnić po pierwsze rozrywkę, bez zastanawiania się po co i dlaczego - tak jak pisałem, przyrównuje to bardziej do Teksańskiej Masakry. Nie każdy film musi być ambitny :)

Anonimowy pisze...

OK, tak czysto rozrywkowo to jeszcze być może, chociaż chyba nawet w tej kategorii bym go nie wyróżnił, to już jednak kwestia gustu. Miałem jednak nieodparte wrażenie, że twórcy mieli trochę ambitniejsze plany (niektóre wywiady mnie w tym utwierdziły). I stąd to moje porównanie.

Pozdrawiam,

TOMO pisze...

Powiem Ci, że przestaję już zwracać co mówią twórcy w wywiadach o swoich "dziełach" - zawsze to dla nich super kino. Po wywiadach ze stop-loss myślałem, że dostanę fajny dramat o weteranach, tak opowiadali o tym filmie, jakby to był następny Born 4th July - oprócz pierwszej zgrabnie nakręconej akcji z Iraku nic w tym filmie nie ma... Dotyczy oczywiście mało znanych "tfórcóf", bo jak ktoś pokroju Scorsese mówi, że zrobił fajny film, to z reguły tak jest :)

Anonimowy pisze...

Coś w tym jest, niby nie powinienem oczekiwać, że debiutant będzie mówił bardziej o niedociągnięciach niż atutach swojej produkcji ;) Ale w przypadku Liv Tyler, to już trochę mniej wypada ;)