czwartek, 24 lipca 2008

Battle for Haditha

Battle for Haditha - lub po naszemu Bitwa o Irak - to film Nicka Broomfielda opowiadający o prawdziwych wydarzeniach z 2005 roku. Podczas jednego z patroli, Marines wjeżdżają na bombę - jeden z nich ginie, dwóch zostaje ciężko rannych. W podjętej natychmiast po zabezpieczeniu strefy wybuchu akcji odwetowej, żołnierze zmarłego kolegi mordują 24 osoby, w tym kobiety i dzieci. Bezpośrednio po akcji, kapral dowodzący operacją, zostaje awansowany na sierżanta, w nagrodę za zachowanie trzeźwego myślenia i podjęte kroki, mające na celu schwytanie zamachowców. Dopiero kilka miesięcy później wychodzi na jaw prawdziwy przebieg całego zdarzenia. Nie śledzę co prawda szczegółowo doniesień z każdej akcji z Iraku, ale nawet jeżeli pewne rzeczy zostały przekoloryzowane - to istnienie takiej akcji i akt oskarżenia żołnierzy są faktem.

Film zrealizowany bez zarzutu, wszystko wygląda fachowo - co prawda akcji pokroju "Helikopter w ogniu" nie należy oczekiwać, ale też to inny rodzaj filmu. Twórcy skupiają się nie tylko na Amerykanach, żyjących w ciągłym stresie przez kolejnym zamachem na zupełnie obcym sobie terytorium. Dużo czasu poświęcone zostaje zwyczajnym irackim rodzinom, ich rozterkom związanym z zamachem. Przedstawione zostają również motywy działania zamachowców i mechanizm planowania aktu terroru.

Powiem tylko, że film ma naprawdę mocne sceny, chociaż kwestia oceny moralnej działania obu stron pozostaje otwarta. Nikt z nas, kto nie działał w sytuacjach wyższej konieczności, połączonych z tak dużym stresem, nie jest w stanie przewidzieć własnych reakcji. Chociaż pozostaje wierzyć, że samemu jest się zdolnym do trzeźwego myślenia nawet w tak trudnej chwili. W "Czasie Apokalipsy" pułkownik Kurtz (Marlon Brando) powiedział, że karanie kogoś za morderstwo w takim miejscu (Wietnam) to jak wlepianie mandatu za przekroczenie szybkości na torze Formuły 1 - ale Kurtz był szaleńcem, prawda?

Prawdą jest, że najbardziej w czasie każdego konfliktu zbrojnego obrywa ludność cywilna i obojętnie jak bardzo politycy przekonują, że tak nie jest, to zwyczajnie zawsze tak jest. Cywile jedyne co mogą robić, to czekać i mieć nadzieję, że nikt ich nie zastrzeli (co dobitnie ukazano w filmie) - z reguły jednak ich nadzieja jest płonna i giną z rąk jednej bądź drugiej strony.

I najbardziej poruszająca zostaje konkluzja żołnierza oskarżonego o mord - bycie twardym to bycie obojętnym. I chyba wiele w tym prawdy...

Polecam trailer, bo doskonale oddaje sens filmu.

środa, 16 lipca 2008

Święto gracza

Za oceanem trwa święto każdego gracza - targi E3. W zasadzie każdy serwis growy bombarduje nas nowymi wiadomościami co kilkanaście minut. Jest ciekawie, chociaż nie rewolucyjnie. W zasadzie nie pojawiło się żadne info, które zwaliło mnie z nóg - większość rzeczy można było w jakiś tam sposób przewidzieć, inne są następstwem danej polityki. Mimo wszystko, całość wypada pozytywnie i najbliższy rok zapowiada się bardzo ciekawie. No i mam wrażenie, że Xbox360 i PS3 zrównały się mniej więcej w sprzedaży i do najbliższego E3 nastąpi starcie, które powinno wyłonić lidera. Co oczywiście z naszego - gracza - punktu widzenia jest tak naprawdę mało ważne, bo obie konsole są porządnie supportowane i to nie powinno się zmienić. Mówiąc inaczej, obojętnie co wybierzecie, czeka Was świetlane granie.

Ja osobiście, jako mieszkaniec tego padołu, większe nadzieje pokładam w targach w Lipsku, na które oczywiście wybieram się po raz kolejny również w tym roku. Mianowicie mam nadzieję przede wszystkim na to, że Microsoft w końcu nas dostrzeże i wypuści polski Live - z tego powodu nie mam zamiaru już przedłużać konta na GOLDa na początku sierpnia. Będę czekał tak długo, aż nie będzie polskiej edycji. Jak nie będzie wcale, to Xbox360 będzie się onlinowo kurzył i już :) No bo jeżeli w tym roku nie wyjdzie polski Live, to ja już nie wiem co spece z PRu Microsoftu będą opowiadać gawiedzi podczas Xbox Fun Day. Oczywiście wszyscy wiemy, że to nie wina polskiego oddziału tylko odgórnej polityki, ale rozczarowanie polskich graczy skierowane będzie właśnie na rodzimych przedstawicieli MS.

Mam również nadzieję, że Sony postara się w końcu o polskie utwory do ściągnięcia z PS Store, bo jak na razie kupiłem 2 angielskie utwory i czekam. Fajnie byłoby też usłyszeć info, że polski PS Store będzie... po polsku, a nie jak teraz po angielsku. No i że content będzie ciekawszy, porównywalny do amerykańskiego, bo te nasze aktualizacje... Chciałbym też, by Sony więcej uwagi zwróciło na społeczność polskich graczy, dokładnie tak jak to robi polski Microsoft - naprawdę żałuję, że nie będę w tym roku na Xbox Fun Day - ale ta miejscówka w górach - zero możliwości przyjazdu w tym czasie.

Reasumując, pełen nadziei patrzę na targi w Lipsku, bo powinniśmy się przyzwyczaić, że polski gracz nie powinien już tylko czekać na nowinki z zachodu, ale czekać przede wszystkim na rodzime niusy i udogodnienia.

czwartek, 10 lipca 2008

Max Payne The Movie

Jejku, mam nadzieję, że nie popsują potencjału jaki jest w tej grze. Max Payne to jeden z moich ulubionych tytułów - byle tylko nie wyszły z tego takie popłuczyny jak z filmowego Hitmana. Trailer już jest:

środa, 9 lipca 2008

Fahrenheit

Oj ostatnio mało czasu na granie mam - niestety. Wyprawa do Rajchu po samochód, załatwianie wszystkich procedur, dokumentów, dupereli itp. zabiera trochę czasu. Całe szczęście wczoraj miałem małą chwilę i mogłem powrócić do świetnej przygodówki Fahrenheit.

Są tacy, którzy twierdzą, że gatunek adventure wymiera - problem w tym, że te osoby twierdzą tak już od kilku/kilkunastu lat i jakoś przygodówki ciągle są produkowane i ciągle się sprzedają. I tak jak w każdym gatunku mamy pozycje lepsze i gorsze, te bardziej mainstreamowe i te troszkę undergroundowe.

Fahrenheit wyszedł w 2005 roku za sprawą Atari - gra stworzona została przez Quantic Dream, studio które miało już na swoim koncie świetne Omikron: The Nomad Soul.

Może na początek to, czym ta gra mnie zachwyciła. Fabuła i jej narracja - to naprawdę jest prowadzone w filmowym stylu; na poważnie, ze stopniowanym napięciem, z powolnym uchylaniem rąbka tajemnicy. Przy okazji, zagadki nie są jakąś pętlą nielogicznych czynności, tylko w sposób uporządkowany pozwalają pchać fabułę do przodu. Tutaj jeżeli chcemy zrobić herbatę, bierzmy szklankę, a nie łączymy młot pneumatyczny ze sznurkiem, jak w większości tradycyjnych przygodówek. Być może porównanie przesadzone, ale każdy kto kiedyś zaciął się w przygodówce, wie o co mi chodzi :)

Niestety, w tym wszystkim jest jeden minus. Nie wiem czy na siłę, czy też próbowano szukać oryginalnych rozwiązań, ale autorzy gry dodali elementy zręcznościowe. Mamy na klawiaturze dwie pary czterech kierunków - zabawa polega na naciskaniu odpowiedniego przycisku lewymi lub prawymi palcami wg. wzoru wyskakującego na ekranie. Niby proste, ale z czasem robi się to nudne, coraz dłuższe i coraz bardziej frustrujące. Zupełnie nie rozumiem potrzeby dodawania tego elementu - ani to atrakcyjne, ani fajne.

Można jednak przymknąć oko na ten element i bawić się odkrywaniem tajemnicy opętania (?) Lucasa Kane'a. Będzie tajemniczo, momentami strasznie, i z całą pewnością ciekawie. A polecam tym bardziej, bo gra wydana jest obecnie w serii Extra Klasyka w cenie 19.90 - aż żal nie zagrać.

Trailer:

wtorek, 1 lipca 2008

krzyżacki poker

Jakiś czas temu pisałem o historii alternatywnej w grze Resistance: Fall of Man. Ostatnio, przez program lojalnościowy firmy Cenega - Kompania Graczy - trafiłem na książkę Dariusza Spychalskiego "Krzyżacki poker".

Może najpierw jedna sprawa, która zaskoczyła mnie negatywnie w tym całym interesie z Cenega. Pierwszy raz spotkałem się z sytuacją, w której musiałem za przedmiot z programu lojalnościowego zapłacić za pobraniem za przesyłkę. Oczywiście nie miałem gotówki w domu, więc dopiero dzień później odebrałem książkę na poczcie - nigdzie podczas zamawiania nie było na ten temat wyraźniej informacji. Ja nie wiem, ale czy nie można zrobić zwyczajnie droższych nagród i wliczać jakoś te koszta wysyłki w cenę produktu? Innym jakoś się to udaje i nikt nie narzeka.

"Krzyżacki poker" przedstawia dosyć ciekawą wersję historii - przynajmniej z naszego polskiego punktu widzenia. Rzecz dzieje się w Europie i Afryce w latach 50 XX wieku; ale w czasach znacznie odmiennych od tych nam znanych. Rzeczpospolita jest potężnym europejskim mocarstwem, Państwo Zakonu Krzyżackiego nadal istnieje, a taka chociażby Irlandia jest zacofanym kalifatem. Fabuła powieści krąży wokół starań Zakonu Krzyżackiego uzależniania się spod wpływów Rzeczpospolitej.

Powieść jest dwutomowa i została wydana nakładem wydawnictwa Fabryka Słów. Przeglądając stronę wydawnictwa mogę stwierdzić z przekonaniem, że grafików mają niezłych - szczególnej uwadze polecam tapety na pulpit.

Powieść czyta się bardzo szybko - to taki lekki język ogniskowego gawędziarza. Akcja często przeskakuje z miejsca na miejsce, pokazując wydarzenia z różnego punktu widzenia. Krzyżacy nie stanowią tła dla pisania o "Wielkiej Polsce" - mają wyraźne nakreślone powody działania, które usprawiedliwiają ich czyny. Fabuła zagęszcza się z rozdziału na rozdział, co jedynie podkręca chęć dalszego zagłębiania się w lekturę. W zasadzie, gdyby nie brak czasu, pochłonąłbym tę powieść w możliwie najkrótszym czasie :)

Polecam miłośnikom podobnej literatury - mamy letni okres, więc do pociągu i na wakacje w sam raz. Zresztą na "nie-wakacje" też polecam :)