wtorek, 11 marca 2008

The Mist - Mgła

Powiedzmy, że piję dzisiaj wirtualnego szampana, bo to już setny wpis na blogu :)

Frank Darabont po raz kolejny zabrał się za adaptację prozy Stephena Kinga - po Skazani na Shawshank i Zielonej Mili otrzymaliśmy Mgłę (The Mist). Przyznam, że opowiadania nie czytałem, nie mniej, patrząc na wcześniejsze dokonania reżysera nie miałem wątpliwości, że film będzie wart obejrzenia. To bez wątpienia jeden z lepszych horrorów ostatnich lat, chociaż bardziej niż straszeniem, przytłacza nas atmosferą zamknięcia i narastających konfliktów w grupie ludzi.

Ja zaliczam ten film do grupy filmów nazywanej przeze mnie Under Siege - mamy grupkę ludzi, zabarykadowanych w jakimś miejscu, a na zewnątrz wrogi i nieznany świat. Swego czasu tak zbudowana została "Noc żywych trupów" Georga Romero - perełek opartych na tym schemacie lub jego wariacji było wiele i Mgła sięga dogłębnie do najlepszych cech gatunku. Mamy zupełnie nieznane i śmiertelne zagrożenie, mamy grupę ludzi, panikę, strach i narastające konflikty, które zmuszają do decyzji niewyobrażalnych w normalnych warunkach. Szczególnie to ostatnie zawsze poraża - gdyby przenieść tych ludzi w warunki codzienności, cała zasadność i motywacja ich czynów traci na znaczeniu - w oblężeniu zdrowy rozsądek przyjmuje różne oblicza.

Może zdradzę tym za dużo, ale mi osobiście film bardzo silnie kojarzy się z grą Half-Life. Przyczyna zdarzeń jest ta sama, monstra bardzo podobne, ba, nawet dźwięki jakie wydają są jakieś znajome dla fana gry. Oczywiście tu podobieństwa się kończą, bo głównemu bohaterowi daleko do Gordona Freemana, ale fajnie, jeżeli świadomie lub nie, pewne elementy popkultury wzajemnie się przeplatają.

Mgła trzyma w napięciu od początku do końca i tak jak w dobrym horrorze, najbardziej przeraża zakończenie.

Trailer:

2 komentarze:

shela pisze...

Szczerze nie trawie horrorow w zadnej postaci .. jednak ten z pewnoscia obejrze :) zobaczymy co z tego wyjdzie :D

Maciej pisze...

A ja MUSZĘ MUSZĘ MUSZĘ obejrzeć!!!
heh a ostatnio u mnie stwierdziłem, że to żadna strata, że u mnie nie ma kina - jednak rzeczywistość umie kopem wstawić na właściwe tory :) Nie wspominając już o tym, że jeśli o Kinga chodzi to jestem już w plecy o 1408 (opowiadanie z tomu "Wszystko jest względne")

Pozdrawiam

M.

P.S. King rządzi