poniedziałek, 14 stycznia 2008

legendą jestem

I Am Legend brzmi ładniej, niż nasz polski odpowiednik, chociaż może to kwestia gustu. W sumie to mam problem, pisząc o tym filmie, bo szkoda psuć zabawę osobom, którzy I Am Legend jeszcze nie widzieli.

Will Smith gra doktora Roberta Neville'a - ostatniego człowieka na ziemi - i tyle. W 1955 roku Henri Clouzot nakręcił film Widmo (Les Diaboliques) świetnie zrealizowany film grozy - na końcu umieścił prośbę do widza, by ten nie zdradzał zakończenia i fabuły osobom, które Widma jeszcze nie widziały. Niech tak pozostanie, bo zapewniam, że odkrywanie fabuły i tajemnicy, jakkolwiek prostej w założeniach, sprawiło mi frajdę i szkoda, by tej frajdy kogokolwiek pozbawiać.

W każdym razie ten film rządzi klimatem i widokiem opuszczonego wielkiego miasta. Początkowe sceny, w których Will Smith nowiutkim mustangiem rozbija się po opustoszałych ulicach Nowego Jorku, strzelając z M4 do uciekającego jelenia czy innego renifera (nie znam się na zwierzętach), wyglądają... zajebiaszczo :) Niech tylko ten film ukaże się na blu-rayu...

I Am Legend to drugi film wyreżyserowany przez Francisa Lawrence'a. Wcześniej reżyser nakręcił również całkiem udany obraz - Constantine z Keanu Reeves'em. Fabuła I Am Legend została oparta na książce (1954) Richarda Mathesona pod tym samym tytułem. Wcześniej powstały dwie inne ekranizacje powieści. W 1964 roku pojawił się włoski film The Last Man on Earth (L'Ultimo uomo della Terra) w reżyserii Ubaldo'a Ragony i Sidney'a Salkowa z Vincentem Pricem w roli głównej. Dla tych, którzy gdzieś tam kojarzą Vincenta Price'a - to taki etatowy horror movie actor tamtych lat. Dodam, że autor książki pracował nad scenariuszem tego filmu - ostatecznie nie był zadowolony z przeróbek dokonanych przez współscenarzystów. Druga ekranizacja powieści Mathesona to już rok 1971 - The Omega Man w reżyserii Borisa Sagala. W roli głównej niezapomniany pogromca małp - Charlton Heston.

I Am Legend wpisuje się w jeden z moich ulubionych gatunków postapokaliptycznego kina - wielka katastrofa, która ścina populację prawie do zera. Są lepsze i gorsze filmy dziejące się w podobnych klimatach - ale gdy tylko słyszę o filmie, którego założenie jest właśnie takie lub podobne, nie potrzebuję żadnych innych rekomendacji. Między innymi właśnie dlatego tak bardzo lubię filmy Romero, cykl Mad Max czy grę Fallout. To taka magia nowego początku i przewartościowanego człowieczeństwa.

Trailer:



4 komentarze:

Unknown pisze...

Tomo, nie wydawała Ci się żenująca scena z lwami? Przecież tak chamsko wygenerowanej komputerowej sceny to już dawno nie widziałem.

TOMO pisze...

Przyznam, że nie zauważyłem, ale jeśli nawet jest to sztuczne, to nie odbiera mi to przyjemności z odbioru. Może też dlatego, że uwielbiam kino SF lat 50-70 - tam jest dużo umowności, technicznych niedociągnięć, a mimo to, te filmy zabijają klimatem. Dlatego w dalszym ciągu bardziej cenię starą Planetę Małp z Hestonem, niż nową wersję Burtona. Jeżeli film potrafi być sugestywny i zwyczajnie mi się podoba, to tego typu techniczne niedociągnięcia nie mają znaczenia.

shela pisze...

co do sceny z lwami to sie zgadzam w calej rozciaglosci ... mocna niedorobka ...

wracajac do samego filmu ...
jako calosc podobal mi sie, nawet bardzo ... jednak mam wrazenie, ze juz cos podobnego ogladalem ... w sumie nie bylo w tym filmie momentu, ktory by mnie zaskoczyl, powalil, zbil z tropu ..

Maciej pisze...

kurcze z przyjemnością bym sobie obejrzał ale...

...w polskim kuwejcie nadal nie ma kina. Chyba skończy się na obejrzeniu dvd jak już wyjdzie a szkoda bo zapowiada się o wiele lepiej niż chałowaty "obcy kontra predator 2" na którym zmarnowałem 2 godziny, które lepiej bym spożytkował patrząc jak trawa rośnie.

Pozdrowionka

Maciej