poniedziałek, 24 grudnia 2007

Call of Duty 4 - single - epilog

Wow, właśnie skończyłem singla i muszę uzupełnić poprzedni wpis. To jest niesamowite!!! Te pierwsze misje są niczym w porównaniu do tego co się dzieje potem. Fakt, mechanika gry to w sumie nic nowego, zdarzenia są skryptowane, ale ten KLIMAT!!! Masakra, fabuła zagęszcza się coraz bardziej w trakcie gry, to jest jak Black Hawk Down i The Unit razem wzięte. Dookoła chaos, a my widzimy w akcji, co więcej sami bierzemy udział w akcji, doskonale wyszkolonych żołnierzy. Pamiętacie tę akcję z Helikopter w ogniu, kiedy dwóch Rangersów prosi o zgodę na pomoc zestrzelonym żołnierzom? Wiedzą, że szanse przeżycia są nikłe, wie o tym ich dowództwo, ale podejmują ryzyko - tutaj przeżyjecie takie same sytuacje. Wisienką na torcie jest samotna akcja dwóch snajperów na terenie wroga - emocje, które temu towarzyszą są niesamowite. Dla mnie jedną z ulubionych misji była kowbojska akcja ratowania załogi helikoptera podczas ewakuacji naszych wojsk. Dowódca podejmuje decyzję, że wracamy do obszaru zajętego przez wroga, w sam środek piekła i szybkim szturmem przedzieramy do zestrzelonej Cobry. Niesamowitym wrażeniem jest, gdy podczas biegu, przed nami wyskakują wrodzy żołnierze, również biegnący w stronę katastrofy, nie mają pojęcia, że za ich plecami biegnie grupka komandosów. Nie muszę chyba pisać, że pierwszy strzał rozpętuje piekło - cała akcja trwa nie więcej niż 3-4 minuty.

Chociaż pierwsze misje nie wciągnęły mnie tak bardzo, to z czasem robi się z tego niesamowite wręcz widowisko. Po przejściu całości mogę powiedzieć, że to jeden z najlepszych singli, w jakie miałem okazję grać w tego typu grach. Dla wielbicieli akcji z filmu Ridleya Scotta pozycja obowiązkowa. Semper Fi.

PS. Nawet Castro gra w Call of Duty 4 - kto wie, może spotkacie go online :)



Brak komentarzy: